- To niesamowite, że wystarczy małe, paskudne słoneczko na nadgarstku i parę groszy na koncie a ludzie już są gotowi paść mi do nóg - burknęłam, oglądając się w lustrze. Zaraz po tym, jak Travis przedstawił mnie swojej przyjaciółce Zoe, ta postanowiła zabrać mnie na zakupy. Prawdę powiedziawszy, nie byłam do tego szczególnie dobrze nastawiona - chciałam po prostu wejść cichaczem na bal, zakraść się do sektora z celami, zabrać JJ i wracać w moje obskurne progi Zaekneth. Wyglądało jednak na to, że przyjaciółka chłopaka miała na ten temat inne zdanie, dlatego zaraz po moim przedstawieniu i zostawieniu naszych rzeczy, zakomenderowała że idziemy na zakupy.
Zdawało mi się jednak, że miała w tym jakiś ukryty cel -przez całe czterdzieści minut drogi i pięć minut w sklepie, w tym i trzy, w których przebierałam się w pierwszą kieckę która wpadła mi w oko, paplała mi o tym, jaki to młody Sanders nie jest okropny. Że leni się, że nie ma czasu na nic, że cały czas o jednym, i tak dalej, a za każdym razem, gdy oszczerstwa padały z jej ust, spoglądała na mnie ze słabo skrywaną nadzieją. Szybko połapałam się o co jej chodzi, w końcu nie trzeba być do tego wybitnie inteligentnym - dziewczyna starała się odstraszyć mnie od jakichkolwiek romantycznych myśli na temat jej przyjaciela.
Przyjrzałam się sobie raz jeszcze - i uśmiechnęłam wzgardliwie. Okręciłam się w prawo, spoglądając na swoje plecy i stwierdziłam bez cienia próżności, że prezentowałam się zjawiskowo. Długie włosy, jeszcze lekko wilgotne od szybkiego prysznicu w domu Zoe okalały moją zarumienioną jeszcze od whiskey twarz, kręcąc się naturalnie na końcówkach. Sukienka, którą sobie wybrałam, była długa, w kolorze głębokiego granatu z milionami błyszczących drobinek. I to właściwie było wszystko jeśli o zdobienia chodzi. Rękawki były długie a dekolt ułożony na kopertę podkreślał talię i uwydatniał delikatność mojej figury.
Westchnęłam, wysłuchując kolejnych dywagacji dziewczyny, która tym razem uderzyła w tony "Czasami żałowałam że go poznałam!" i przekręciłam oczami. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wyjścia z przymierzalni i otworzyłam drzwi, czując jak irytacja zmieszana z rozbawieniem płynie po moich żyłach. Zoe urwała w połowie zdania, po czym spojrzała na mnie i jej oczy rozszerzyły się dwukrotnie. Uśmiechnęłam się cwaniacko, zakładając ręce na biuście. Mojej uwadze nie umknął, oczywiście, ten paskudny znak na nadgarstku, ale skrzywiłam się tylko na niego po czym wbiłam wzrok w dziewczynę z najbardziej wrednym uśmieszkiem na jaki było mnie stać.
- Zoe, błagam Cię, wali od Ciebie desperacją na kilometr. To nie jest szczególnie Twoja sprawa, co sądzę o młodym ciasteczku, więc przestań łudzić się nadzieją, że coś do Ciebie czuje i albo odpuść mi te przeklęte wywody albo zrób coś z tym, bo ja nie mam już, kurwa, ochoty słuchać Twojego płakania - warknęłam, przerzucając włosy na plecy ruchem głowy. Dziewczyna stała przez chwilę skołowana, ale po chwili w jej oczach zatańczył gniew - no proszę bardzo, takie uczucia w przykładnym obywatelu Brightville? - i już wiedziałam, że szczególnie się nie zaprzyjaźnimy.
- Od razu widać, że jesteś mieszkanką jakiegoś żałosnego Noxwood - warknęła na mnie, nie zbyt głośno, ale wciąż na tyle, by czujne ucho ekspedientki i ochroniarza wychwyciło te słowa - niemal natychmiast oboje skierowali na mnie swój podejrzliwy wzrok. Cholera jasna. Kobieta ruszyła w naszą stronę, na co ja tylko zgromiłam skruszoną Zoe wzrokiem i już wiedziałam, że musimy zwiewać.
- Kurwa Twoja mać! - fuknęłam pod nosem, po czym chwyciłam dziewczynę za nadgarstek i wybiegłam z przymierzalni, wciąż ubrana w suknię, kierując się wprost na ulicę. Krzyki ekspedientki ucichły tak szybko, jak tylko uaktywniłam swoją moc i, dzięki temu, że kiedyś wybrałam się z JJ i Gekonem do zoo, ruszyłam biegiem równym gepardowi przez całe Waterside Circle z zadyszaną i przestraszoną Zoe przy ramieniu. Jak to dobrze, że akurat większość władz szykowała Wielki Bal...