Chmurki zwinnie pomykały po niebieskawym niebie. Lekki powiew wiatru kołysał w rytmicznym tempie skrawki trawy, której odcień przypominał o tym ciepło-zielonym obrusie babci. Syville leżała w bluzce na ramiączka, wtulając gołe ramiona w ziemię. Ciepłe słońce przyjemnie grzało w nos. Zwróciła twarz w stronę rówieśniczki, mrużąc jedno oko. Złapała kosmyk jej włosów, obserwując jak pięknie mienią się w świetle słońca. „Kocham ją”, pomyślała. Nie widziała jej twarzy. Nigdy. Na próżno wytężała wzrok, byleby zobaczyć chociaż zarys. Nie wiedziała również jak ma na imię. Krótkie wzdychnięcie. Syville wstała powoli, gdy rudowłosa zniknęła. Stała samotnie na polanie, wpatrując się pustym wzrokiem w niebo. Zaczęła iść. Najpierw powoli, krok za krokiem. Z sekundy na sekundę coraz bardziej przyspieszała, aż do momentu gdy skakała z nogi na nogę, jednocześnie kręcąc się wokół własnej osi. Upadła. Leżała w bluzce na ramiączka, wtulając gołe ramiona w ziemię. Ciepłe słońce przyjemnie grzało w nos. Zwróciła twarz w stronę rówieśnika, mrużąc jedno oko. Złapała kosmyk jego włosów, obserwując jak pięknie mienią się w świetle słońca. „Kocham go”, pomyślała. Nie widziała jego twarzy. Nigdy. Na próżno wytężała wzrok, byleby zobaczyć chociaż zarys. Nie wiedziała również jak ma na imię. Syville wstała, gdy rudowłosy zniknął. Potem był tylko huk.
~
Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych czynności. Zaspanym wzrokiem przejechała po bladych ścianach. Kolejno prawa i lewa ręka powędrowała do jej oczu, licząc na to właściwe przebudzenie. „To nie ten dzień” - mruknęła do siebie niezadowolona, wysuwając blade nogi spod kołdry. Zegar wskazywał godzinę siódmą. Dziewczyna kontynuowała swój wewnętrzny monolog - „Trochę późno”, pomyślała. Każdy jej poranek w Brightville rozpoczynał się od śniadania, codziennie z inną szychą. Jednak jeśli to był sposób na szybką wymianę plotek i podpieranie dobrej reputacji, to Syville była gotowa to znieść. Włożyła więc na siebie elegancką koszulę i wyszła ze swojego małego domku, by udać się do altanki. Zasiadła obok swojej ciotki, uprzednio witając się z Panią Sanders. Ujęła w dłonie porcelanową filiżankę, wlepiając swój wzrok w niezruszoną taflę herbaty. Ujrzała w niej dwie postaci, jednak zanim zdążyła zdać sobie z tego sprawę, ciotka ją rozkojarzyła.
- Syville. Nie założyłaś rękawiczek. - Ich oczy się spotkały, po czym dziewczynę zalała fala strachu.
- Przepraszam ciociu Marlene, zapomniałam. - na tym konwersacja się skończyła. Pośpiesznie wstała od stolika i udała się z powrotem do domku. Po przekroczeniu progu zacisnęła mocno pięści. Była wściekła. Gdyby przez kontakt z filiżanką straciłaby ponownie panowanie nad sobą, zapewne zostałaby ukarana za niezastosowanie wymaganych zasad bezpieczeństwa. To ją właśnie denerwowało w Brightville. Chore uzależnienie ludzi od ograniczania zdolności do minimum. Po naciągnięciu na ręce długich rękawiczek, jej uwagę przykuł plakat propagandowy. Dziwne, nie było go tu wcześniej. Wydało się to Syville bardzo podejrzane. Podeszła jednak i podniosła go powoli, uważnie próbując rozszyfrować napisy. Bez skutku. Przez myśl przeleciała jej bardzo niestosowna myśl. Jednak zbyt długo się powstrzymywała. Wyjrzała przez okno, sprawdzając czy nie grozi jej przyłapanie. Zasłoniła okna, po czym pobiegła do swojego pokoju. Założyła długą, czarną suknię i powoli zdjęła jedną rękawiczkę. Chwila zawahania. Co jeśli to niewłaściwe? Co jeśli ktoś się dowie? Zawiesiła rękę nad plakatem. Jaka była szansa, że plakat coś jej powie? Może jest zbyt naiwna? Gdy kontemplowała nad właściwym wyborem, zorientowała się że jej ręka już dawno spoczywa na papierowym materiale. Jej serce znacznie przyspieszyło. Czekała. Czekała na TO coś. Jednak nic się nie stało. Rozejrzała się po pokoju. Ten sam spokój. Żadnych wspomnień. Nagle cała ekscytacja i lęk ją opuściły. Zostało rozczarowanie. Spojrzała znów na plakat. Jednak zniknął. W ręce trzymała czyjeś zdjęcie. Prędko je upuściła, przysuwając się pod ścianę. Jej oczom ukazały się dwa cienie. Cienie kobiety i mężczyzny. Ukazały się przez świeczkę, która pojawiła się tuż po upuszczeniu fotografii. Syville przeszyły dreszcze. Powoli podeszła do ściany, na której się znajdowały. Wyciągnęła drżącą rękę w ich stronę, zamykając oczy.
Z tyłu była tylko otchłań. Można było dojrzeć w niej poprzewracane ogromne budowle. Sprawiało to wrażenie jednej wielkiej gry w domino. Z przodu znajdowała się ogromna kamienna ściana, która zdawała się nie mieć końca. Na ścianie znajdowało się coś, co wyglądało jak portal. Syville była unieruchomiona. Przestrzeń nie pozwalała jej się ruszyć. Przy portalu pojawiły się dwie postaci. Kobieta i mężczyzna. Wrzucali do niego suche gałązki różnego koloru. Jedna po drugiej płonęła tuż po dotknięciu jego tarczy. Leciały iskry. Słychać było przeraźliwe wrzaski. Zapach śmierci. Wtedy postacie się odezwały.
- To dusze, Syville. Uwolnij się od niewoli. - Po tych słowach połączyli się w ogromnego, płonącego wilka i zniknęli w portalu. Iskrzyli. Krzyczeli. Umierali.
~
Dziewczyna ocknęła się na ulicy. Nie w Brightville, lecz w Midmire. Nawiedzały ją dusze. Musiała znaleźć pomoc.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz