IMIĘ I NAZWISKO: Anvan Sebastian de Garcia, choć za zdrobnienie raczej nie powinien Cię ugryźć.
DATA URODZENIA: 10 stycznia 2057 roku.
PŁEĆ: Mężczyzna
ORIENTACJA: Heteroseksualna
CECHY CHARAKTERU: Panicz de Garcia jest pełen sprzeczności, od tego zapewne warto zacząć. Bywa okropnie uparty i pewny swego, nawet, jeśli w trakcie dyskusji zda sobie sprawę z pewnych faktów. Ale jednocześnie zdarza mu się być dość... Uległym. Przystawać na wszelkie propozycje, nawet, jeśli jemu samemu by one nie do końca odpowiadały. Często robi to tylko po to, by ta druga strona, z reguły damska i o odrobinkę ciemniejszej karnacji, była po prostu zadowolona. Przez odrobinkę burzliwą przeszłość nauczył się, że nie warto ufać innym zaraz po poznaniu ich. Może oczywiście wydawać się otwarty, być duszą towarzystwa. Ale nie znaczy to, że zaufał danej osobie. Wie co i w jak dużej ilości może o sobie zdradzić, by wciąż pozostał w miarę anonimowy. Tylko jedna osoba zna go bardzo dobrze, ale... Raczej nie będzie jeszcze zdradzał jej tożsamości. Wpierw musi w ogóle ogarnąć jak wygląda ich relacja. Te jego od zawsze były okropnie skomplikowane. Zdarzało się zmieniać mu partnerki co noc, lub nawet spędzać te godziny z dwoma paniami naraz. Ale był i jest wolnym człowiekiem. Miał prawo popełniać błędy. Nawet, jeśli teraz nieco się zmienił. Zwłaszcza po poznaniu Jej. Nawet, jeśli nie może marzyć o byciu razem, jakoś tak... Nie ma ochoty już na jednonocne przygody. Abstrahując od życia łóżkowego tego niepozornego chłopaczyny- jest porywczy. Bardzo łatwo oddaje się emocjom i walczy o to, co jego. W pierwszej chwili kłótliwy potrafi nawet nieświadomie zranić najbliższych. By zaraz po tym ich przepraszać. Spróbować rozśmieszyć, poprawić humor. Lubi bowiem żartować. Obracać sytuacje tak, by wydały się zabawne. Często tak robi z problemami, które go przerastają. Jest też dość prostolinijnym mężczyzną. Nie lubi myśleć nad czymś zbyt długo, choć jeśli sytuacja tego wymaga- i do tego się pokusi. W ostateczności, bo w ostateczności, no ale jednak. Przy tym wydaje się być dość specyficznym facetem, który lubi się droczyć. Być zaborczy. Szczery. Choć to ostatnie często mylone jest z byciem wrednym i niewychowanym, ale czasem inaczej się nie da. Nawet, jeśli stara się ubrać swoje stwierdzenia w ładne słowa, to ludzie często tego nie doceniają, ot co. Jest jednak rzecz, którą ze zdziwieniem sam w sobie zauważył. I to całkiem niedawno. Zaczął się o Nią martwić. Być wierny tylko Jej. I tylko wokół Niej błądziły jego myśli. Co swego czasu było u niego dość... Niespotykanym stanem. Jednak w końcu zaczął powoli się do tego przyzwyczajać. W końcu chyba innego wyjścia biedaczyna nie ma, prawda?
APARYCJA: Anvan należy do tych troszkę wyższych panów. Cały metr osiemdziesiąt siedem sprawia, że dość często góruje nad innymi mężczyznami. W końcu jego tato też nie był najniższy, a to właśnie po nim odziedziczył swój wzrost. Natomiast dzięki codziennym treningom nabrał mięśni. Mięśni, które oczywiście z czasem pokryły tatuaże. Od zawsze miał do nich słabość i gdyby mógł- absolutnie każdy fragment skóry zamieniłby na płótno dla tatuatorów. Choć póki co- poprzestał na ramionach, piersi i fragmencie pleców. Wpierw musi sobie troszkę uzbierać, ażeby móc kontynuować to arcydzieło. Problem pojawia się dopiero przy nogach, naznaczonych kilkunastoma bliznami. Anvan się nie tnie, co to, to nie. Po prostu... Cóż, obracał się swego czasu w dość nieciekawym towarzystwie. Za co karą było spuszczenie tych okropnych buldogów, które dość mocno pokiereszowały mu łydki i uda. Blizny znajdują się także na twarzy. Dwie drobne przecinają prawą brew, a jedna- wargę. Ta druga powstała wskutek niezaspokojonej potrzeby spróbowania zszywacza za dzieciaka. Natomiast górne są efektem jego krzywych nóg. Wywalił się na prostej i przeciął sobie łuk brwiowy. Wygląda oczywiście jak wojownik, a jakże. Dlatego zawsze mówi, że: "Otóż... Obroniłem kiedyś taką jedną. Było ich trzech na mnie jednego, ale sobie poradziłem". Ot, wrodzona skromność, a jakże. Uwagę mogą zwrócić także złote oczka, skryte pod brązową czuprynką. Oliwkowa skóra, dość typowa dla potomków Hiszpanów. I najbardziej rozbrajający element w tym wielkim, nader niebezpiecznym facecie – aparat na ząbki. Ubiera się raczej w ciemne kolory, preferuje też skórzane kurtki i koszule. Elegancko, ale z pazurem. Styl raczej pasujący do tatuaży i ogólnego pierwszego wrażenia. Choć oczywiście nie znaczy to, że nie ubiera luźniejszych bokserek, czy zwykłych spodenek. Ot, taki panicz niby cacy, ale jednak nie do końca.
FRAKCJA: Zaekneth
ZDOLNOŚĆ: Mutacja jednego z chromosomów sprawiła, że Anvan wykazuje zdolności stricte związane z piromancją. Może nie panuje nad ogniem w stu procentach, ale sam jest odporny na płomienie. A głównie ich ciepło, oczywiście. Jednakże w pewnym stopniu potrafi władać tym niszczycielskim żywiołem. Pokrycie nim metalowej powierzchni już dawno przestało stanowić dlań problem. W końcu rzucanie palącymi się sztyletami jest mega widowiskowe, co nie? Poza tą jedną "odnogą" zdolności potrafi także wytworzyć pierścień z tegoż żywiołu, ale w niezbyt dużej odległości. Najdalej na metr od siebie, choć z reguły przydaje się to podczas obrony przed jakimiś zmutowanymi zwierzaczkami. W końcu te boją się ognia, dzięki czemu skutecznie może je od siebie odstraszać.
HISTORIA: Jego rodzina od dawien dawna zamieszkiwała półwysep iberyjski. A właściwie granicę między Portugalią a Hiszpanią. Na pięć lat przed całym tym szaleństwem znaleźli się tu, na Amerykańskiej ziemi. Tata dostał lepiej płatną pracę, a dzięki znajomości hiszpańskiego i angielskiego- nic nie stało na przeszkodzie przed wyprowadzką. Niestety nikt nie był świadom tego, co wydarzy się za jakiś czas. Choć tato miał jakieś dziwne przeczucie. Ten malutki dom, w jakim przyszło mieszkać ich trójce okazał się być doskonałym azylem przed bombą. Radiacją. Mimo, że po wybuchu rzeczywiście zostały z niego zgliszcza- schron zapewnił im życie. Co prawda nie był ogromny, ale z solidnej i grubej warstwy metalu. Waty wygłuszającej. Natomiast zapasy suchego prowiantu, jak i fakt, że tato swego czasu był żołnierzem sprawiły, że bez większych problemów przetrwali ten trudny czas. Czas, po którym poznał właśnie Ją. Podczas tatuowania znaku, który u niego znalazł się na karku. Po pracy zdążyli się spotkać na kawie. Tam zdobył więcej namiarów na ciemnowłosą i... Co tu dużo mówić- od tego czasu ich znajomość zaczęła kiełkować. Sam zmieniał pracę kilkanaście razy, nie mogąc znaleźć dla siebie żadnej dobrej. W kocu jednak został na dłużej w barze. Właśnie jako barman. I tam pracuje do tej pory, w wolnym czasie szlifując swoją zdolność i umiejętność obsługi five-seven.
RELACJE:
- Antonio de Garcia – tato tegoż młodzieńca. Od czterech lat świętej pamięci. Rak płuc mu go odebrał.
- Rosa Beatrice de Garcia – to właśnie ją nazywa mamą. Nawet, jeśli nie jest tą biologiczną- to ona włożyła ogromną cegiełkę w jego wychowanie. I za to jest jej okropnie wdzięczny. Mieszka teraz na obrzeżach Zaekneth. W dość małym domku, ale ona nigdy nie potrzebowała dużo do szczęścia. Wystarczył jej ten duży ogród, kilka kotów i dwa psy. Na całe szczęście udało jej się pozbierać po śmierci męża.
- Francesca – kobieta, która go urodziła. Nawet nie wie, jak w ogóle ma na nazwisko.
- Allaina Interectorem – cóż... Póki co- przyjaciółka. Właśnie ta Ona, o której tak ochoczo wspomina. Kto wie, jak ich znajomość zdąży się rozwinąć...
ZAUROCZENIE: Cóż... Istnieje sobie takie jedno dziewczę, ale ich relacja jest dość... Inaczej, ich relacja jest oparta na odrobinkę niestabilnym gruncie. Jeszcze. Już on o to zadba, by ich znajomość wyglądała tak, jak powinna, ot co.
INNE INFORMACJE:
- Głosik tegoż nader skromnego panicza: [link]
- A tutaj jedno ze zdjęć, którego się na całe szczęście nie wstydzi: [link]
- W domu przetrzymuje kotkę. Wredną, małą kotkę Hanshi. W sumie wciąż sam sobie się dziwi, że jeszcze jej nie użył jako przynęty na jakimś zwierzu, ale jednak połączenie ragdolla z munchkinem za bardzo go oczarowało.
- Jest uzależniony od nikotyny. Jeśli nie da rady kupić sobie papierosów- takowe sam potrafi zrobić. Choć raczej nie praktykuje palenia w towarzystwie, nie chcąc zarazić rakiem niewinnych ludzi.
- Dość sporo trenuje. W piwnicy domu znajduje się niewielka siłownia, wyposażona w sztangę i zwykły atlas jednostanowiskowy. Ze zdolnością woli jednak ćwiczyć na zewnątrz. Bo jeszcze by podpalił Hanshi, a płonące koty śmierdzą. Na pytania o to nie odpowiada, to dość wstydliwa sprawa.
AUTOR: Diffidentiae || elentimcora@gmail.com || Wszelkie inne źródła kontaktu podam po uprzednim zapytaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz