Przechyliłam głowę w bok, rozważając jego propozycje. Skoro i tak przyjechałam tu samochodem, równie dobrze mogłam odwieźć chłopaka do domu. Przynajmniej mogłabym potwierdzić, że nic mu nie jest.
– Niech będzie – skinęłam głową.
Ashton odpowiedział mi uśmiechem, a ja poprowadziłam go w kierunku gabinetu. W środku czekała na nas lekarka.
– Jeszcze jeden? – zapytała serdecznie. – Ta młodzież powinna bardziej uważać jeżdżąc samochodem... Siadaj tutaj.
Chłopak posłusznie zajął miejsce na kozetce. Pani doktor szybko pobrała krew, a następnie jeszcze go osłuchała. Przez cały czas stałam oparta o ścianę w rogu pomieszczenia, obserwując sytuację. Ze zgrozą zauważyłam również, że Ashton nie miał blizn od igieł na zgięciu łokcia. Sama miałam w tym miejscu małe kropki od regularnego przyjmowania zastrzyków. Najwyraźniej mój nowy znajomy należał do innej frakcji. Ze względu na siostrę nie przeszkadzało mi to nazbyt, ale pobyt w szpitalu w Brightville mógł wywołać nie lada poruszenie. Na myśl o zawodzie w oczach innych pracowników dostałam gęsiej skórki.
– Gotowe – wesoły głos lekarki wyrwał mnie z rozmyślań. – Wyniki badań będą jutro, do zobaczenia.
Po wyjściu na korytarz, skierowałam się do schodów dla pracowników. Przechodzenie przez główną recepcję wydawało mi się w tym momencie zbędne. Używając swojej karty otworzyłam drzwi, po czym znaleźliśmy się na świeżym powietrzu.
– To druga strona szpitala – wyjaśniłam. – Musimy obejść budynek.
Przez chwilę szliśmy w niezręcznym milczeniu.
– Jak długo pracujesz w szpitalu? – zapytał, najwyraźniej próbując rozpocząć konwersacje.
– To bardziej staż, ale już ponad rok – odpowiedziałam, skręcając za róg budynku. – Mam nadzieję, że niedługo już uzyskam tytuł doktora.
Ponownie zaległa cisza. Zaczęłam szukać w kieszeni kluczy od samochodu. Po chwili słychać dźwięk otwieranego pojazdu. Zanim wsiadłam do środka, rozłożyłam szeroko skrzydła, po czym zabiłam nimi kilkukrotnie. Niestety żadne pojazdy nie były przystosowane do wielkich wyrostków na plecach. Każda podróż była udręką, bo moje skrzydła musiały być nienaturalnie złożone. Po fakcie najczęściej czułam w ich mięśniach nieprzyjemne mrowienie. Po tej szybkiej gimnastyce na powrót złożyłam je na plecach i wsiadłam do auta. Napotkawszy zaciekawione spojrzenie musiałam się uśmiechnąć.
– Zazwyczaj unikam jeżdżenia samochodem, bo skrzydła mi drętwieją od niewygodnej pozycji – powiedziałam.
Chłopak pokiwał głową.
– Na pewno – odpowiedział. – Latanie musi być wspaniałe.
Przez chwilę unikałam odpowiedzi. Włożyłam kluczyk do stacyjki i odpaliłam silnik. Uważnie rozglądając się na boki, wyjechałam z parkingu.
– Zapewne – mruknęłam. – Nigdy nie latałam. Mam lęk wysokości, który mi na to nie pozwala. Na samą myśl mnie paraliżuje.
Poczułam na sobie spojrzenie, ale sama nie oderwałam wzroku od jezdni. Zapewne właśnie zostałam przez niego oceniona, raczej nie w pozytywny sposób. Większość ludzi nie potrafiła zrozumieć jak wielki lęk mnie opanowywał gdy tylko znajdowałam się nad ziemią.
– Przykro mi – padła odpowiedź.
Zauważając niedaleko ciemną alejkę, wjechałam w nią i zgasiłam silnik. Spojrzałam na mojego towarzysza. Spokojnie odwzajemnił moje spojrzenie.
– Z jakiej frakcji jesteś? – spytałam. – I dokąd jedziemy? – dodałam po krótkim namyśle.
–A Ty? – odbił moje pytanie.
Uniosłam lekko brwi.
– Pracuje w szpitalu i boję się używać moich zdolności – zauważyłam. – Zanim zaczniesz mnie oceniać, chociaż to chyba nieuniknione, spróbuj postawić się w mojej sytuacji. Życie jako członkini Brightville jest proste. Wiodę życie na wysokim poziomie, a zastrzyki mi nie szkodzą, bo nie używam swoich mocy. Przeszłam nawet operacje usunięcia skrzydeł, ale okazała się nieskuteczna, bo później odrosły jeszcze silniejsze niż wcześniej. Nie wiem czy zgadzam się z władzą, ale odpowiada mi moje życie. Jest wygodne.
Spuściłam oczy. Nie do końca powiedziałam prawdę. Od kiedy moja siostra dołączyła do buntowników, często czułam się samotna. Wracanie do pustego mieszkania było bardzo smutne. Chociaż miałam wiele znajomych, z nikim nie czułam się naprawdę blisko. Ponownie spojrzałam w górę. Najwyraźniej mój rozmówca chłonął każde słowo. Teraz to ja patrzyłam wyczekująco, czekając na odpowiedź.
Ashton?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz