12 maj 2020

Od Noah CD. Medicine

Jego brwi uniosły się w zdziwieniu, gdy wzrokiem podążył za swoją Panią Doktor. Nie minęła sekunda a jego źrenice rozszerzyły się dwukrotnie na widok kobiety rzucającej się w ramiona jakiemuś mężczyźnie. Chłód przeszył jego ciało a oczy zaszły chmurami, gdy ruszył w kierunku trajkoczącej parki. Był rozżalony - a może przybity? - na widok szerokiego uśmiechu, jakim Medicine obdarzyła swojego... jakoś dziwnie znajomego towarzysza. 
Noah zmarszczył jeszcze bardziej brwi, ruszając w stronę tej dwójki -  w tym samym momencie mężczyzna rzucił mu rozbawione spojrzenie i powiedział coś do drobnej brunetki obok siebie, która odwróciła głowę i posłała niebieskookiemu szeroki uśmiech, ukazując urocze dołeczki na policzkach. Noah w odpowiedzi lekko się uśmiechnął i skinął głową, podchodząc do dwójki dziwnie podobnych ludzi.
- Noah, poznaj Kennetha, mój brat bliźniak. Kenneth, to Noah Hensley - powiedziała Medicine, gdy młody mężczyzna zatrzymał się tuż obok nich. Najwidoczniej nieopisana ulga wykwitła na jego twarzy (choć starał się za wszelką cenę zachować firmowy uśmieszek), ponieważ panna Havilliard zrobiła krok w jego stronę, jakby wyczuwając jego niepewny i skołowany nastrój i dotknęła opuszkami palców jego ramienia, ni to w geście uspokajającym, ni przyjaznym. Noah odchrząknął i wyciągnął prawą dłoń do mężczyzny, który taksował go wzrokiem z przyjaznym uśmiechem.
- Miło mi Cię poznać, Kenneth. - odezwał się Hensley, ściskając na powitanie dłoń drugiego mężczyzny. Wzrok bliźniaka Pani doktor przeskoczył z jego postaci na drobną postać Medicine u jego boku, a na twarzy wykwitł szeroki, uśmiech, tak niesamowicie podobny do tych, które często widział na twarzy swojej towarzyszki, że po plecach przeszły mu ciarki. 
- No, siostrzyczko, czemu nie chwalisz się swoim facetem? - odezwał się Kenneth, posyłając obojgu szeroki grymas rozbawienia. Pana Havilliard mruknęła tylko coś o "nietaktownych zdrajcach" pod nosem, a na twarzy Noaha wykwitł uśmiech na widok rumieńców, delikatnie okraszających jej polika. Już miał odpowiedzieć, gdy głos ponownie zabrał brat Medicine. Wygląda na to, że charyzmę i gadatliwość mają we krwi, stwierdził sucho Noah, przekrzywiając głowę i obejmując partnerkę ramieniem, jakby chciał doda jej otuchy w bezwstydnym przesłuchaniu brata. - Musisz jej wybaczyć, Noah, ona już taka jest. - zażartował, przesyłając szeroki uśmiech swojej siostrze, która zgromiła go wzrokiem i przysunęła się bliżej Noaha. Kenneth, wciąż niezrażony, kontynuował - muszę przyznać, panie Hensley, że wystawny wieczór pan wydał. - mruknął, ogarniając gestem całą salę.
Noah powstrzymał westchnienie irytacji i przekręcanie oczami - a właściwie to nie tyle on, co szybkie spojrzenie dużych, czekoladowych oczu, wypełnionych niemą prośbą "Nie brnij w to" dokonały tego cudu. Zagryzł więc zęby i posłał mężczyźnie uśmiech, niemo dziękując za komplement. 
Wyłączył się z rozmowy, wiedząc, że zeszła na tory bardziej rodzinne - stał po prostu obok nich, wysłuchując, czy nie wplatają go w rozmowę i gładząc uspokajająco ramię Medicine. Wzrokiem przetaksował pomieszczenie, poszukując jeszcze innych członków Zaekneth - wiedział, że wkrótce zacznie się prawdziwa impreza, i właściwie sam się zastanawiał, czy chce brać w niej udział, a tym bardziej - czy chce, aby Medicine widziała to, co zaplanował jego ojciec.
Jakby przywołany jego myślami, nagle Thomas senior zmaterializował się w zasięgu jego wzroku. Szedł obok jakiegoś polityka, zażarcie z nim dyskutując o jakiś sobie znanych sprawach. Noah zmarszczył brwi wiedząc, że lada chwila ojciec zawoła po niego, by zniszczyć mu to spotkanie i odciągnąć od drobnej osóbki, której perlisty śmiech właśnie wdarł się do jego uszu. 
Decyzje podjął niemal natychmiastowo; wydawało mu się, że widać to było również na jego twarzy, bo kobieta obok niego nagle się spięła i posłała mu zaniepokojone spojrzenie. On jest pozostawał spokojny, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, zwiastujący jakiś plan.
- Kenneth. - przerwał mężczyźnie w pół zdania, który zamilkł i posłał błętkitnookiemu pytające spojrzenie, znów niesamowicie podobne do tego, które dobiegało z jego prawej strony. - piłeś coś dzisiaj? - spytał z chytrym uśmieszkiem, przyciągając Medicine bliżej siebie. 

11 maj 2020

Od Anvana CD. Allainy

Uśmiechnął się pod noskiem, słysząc jej słowa. Czując reakcję. Lubił się z nią drażnić w ten sposób, ale sama Allaina chyba zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Był taką małą-dużą szelmą i to raczej już nie mogło się zmienić. Za stary był na jakiekolwiek zmiany, wyłączając te statusu matrymonialnego. Ale na pierścionek musiał wpierw zarobić. Później porozmawiać z panem Foggiem, kiedy Allaina będzie zajęta. Przyznać się do tego, jakie ma plany wobec panny Interfectorem.
— Nie zawisnę, za bardzo byś za mną tęskniła, kocie — mruczy z tym rozbawionym, nieco zaczepnym uśmiechem. By po tym, jak gdyby nigdy nic, odsunąć jej włosy na bok i musnąć wargami skórę na szyi. Jak zawsze ciepłą, tak delikatną. Czuł jeszcze swój żel pod prysznic, w końcu wieczorem brali go razem. — Poza tym, moja chodząca furia też chce czasem spróbować luksusu.
Mówiąc to- specjalnie nie wycofał twarzy, wręcz bezczelnie drażniąc szyję kobiety własnym oddechem. Tym delikatnym dotykiem warg. A jednocześnie przesunął dłoń na płaski, delikatnie umięśniony brzuch. Cieszył się z tego, że Allaina była świadoma swojego wyglądu. Tego, jak szalenie atrakcyjna była. Już pierwszego dnia nie mógł oderwać od niej wzroku. Musiał się dowiedzieć, jak ma na imię. I... Cóż... Ich relacja rozwinęła się w tym zdecydowanie dobrym kierunku, co widział i czuł właśnie teraz. Gdy w jego koszuli i kuchni próbowała upichcić śniadanie, choć tamta kulka szczęścia skutecznie jej to uniemożliwiała.
— Muszę jej kupić drapak. Albo gryzak. Są w ogóle gryzaki dla kotów? Może ona ząbkuje? — dodaje, nieco się prostując. By oprzeć własny podbródek o czubek ciemnowłosej główki. Skierować spojrzenie na kotkę, teraz wielce niewinnie siedzącą na podłokietniku kanapy i liżącą sobie łapkę. Naprawdę wraz z Allainą były do siebie bardzo podobne. Pozornie ogromne niewiniątka, ale po poznaniu widać było tego szatana wychodzącego zarówno z dziewczyny, jak i z kota. Ale w końcu mimo wszystko się od niej odsuwa. By odwrócić panienkę przodem do siebie. Po raz kolejny się do niej uśmiechnąć i ująć podbródek swojej kobiety. Wargami musnąć te miękkie, tak słodkie usta. Nie mógł się powstrzymać, uzależnił się od tego smaku już przy pierwszym pocałunku.

[ Allaino? ]

1 maj 2020

Od Medicine CD. Noah

Ostatnimi czasy, Medicine pracowała o wiele więcej, niż zazwyczaj. Jej grafik był napięty i ledwo trzymał się w szwach. Vaughn dokładał wszelkich starań, by kobieta dawała sobie radę, lecz chcąc nie chcąc, niekiedy wracała do domu późnym wieczorem, by nawet nie zjeść kolacji, a jedynie pójść spać, nie raz w tych samych, roboczych ubraniach. Jak nigdy zaniedbała życie towarzyskie do tego stopnia, iż nie dotarły nawet do niej szczątkowe informacje dotyczące balu. O imprezie dowiedziała się nie od asystenta, nie z wiadomości, nie od znajomych, a od swojego pacjenta i towarzysza rozmów - Noah, który we własnej osobie przyjechał pewnego dnia do jej gabinetu, by osobiście zaprosić ją na wspólną zabawę. Jakaż była jej radość, kiedy nadszedł ten dzień. Zaproszona do tańca zapomniała o wszystkim, co przez ostatnie dni ją martwiło, o nawale pracy, swoim zmęczeniu, nawet o tym, że jeszcze kilka sekund temu, Noah poprosił o szklankę whiskey. To zdecydowanie nie był czas na nerwy. Przyszła tu, żeby się bawić i odpocząć w towarzystwie jej ulubionego łamacza damskich serc, a nie się spierać. Uśmiechnęła się do niego, z lekka zakłopotana, gdyż minęło sporo czasu, odkąd tańczyła ostatni raz.
– Z wielką przyjemnością – powiedziała mimo obaw, ujmując dłoń mężczyzny, który powoli pociągnął za sobą Medicine na środek parkietu. Stawiając ostrożnie kroki, szedł tyłem, bez ustanku otrzymując kontakt wzrokowy. A ona, oczarowana atmosferą i ciepłym spojrzeniem chłopaka, bez żadnych oporów podążała za nim. – Obym tylko Pana nie podeptała – zdążyła zaśmiać się nerwowo, zanim brunet, przyciągając do siebie, położył swoją prawą dłoń na jej łopatce i skrzyżował kciuki drugiej. Lewa ręka kobiety śmiało powędrowała na biceps mężczyzny. Zadarła swój podbródek, a żeby w dalszym ciągu móc zatopić się w błękicie jego oczu.
– Wierzę w Pani umiejętności – oznajmił, niemalże szeptem, po czym powoli postawił pierwszy krok w przód. Medicine natomiast, zgodnie z jego ruchami, cofnęła się.

29 kwi 2020

OD Delilah CD. Travisa

- To niesamowite, że wystarczy małe, paskudne słoneczko na nadgarstku i parę groszy na koncie a ludzie już są gotowi paść mi do nóg - burknęłam, oglądając się w lustrze. Zaraz po tym, jak Travis przedstawił mnie swojej przyjaciółce Zoe, ta postanowiła zabrać mnie na zakupy. Prawdę powiedziawszy, nie byłam do tego szczególnie dobrze nastawiona - chciałam po prostu wejść cichaczem na bal, zakraść się do sektora z celami, zabrać JJ i wracać w moje obskurne progi Zaekneth. Wyglądało jednak na to, że przyjaciółka chłopaka miała na ten temat inne zdanie, dlatego zaraz po moim przedstawieniu i zostawieniu naszych rzeczy, zakomenderowała że idziemy na zakupy.
Zdawało mi się jednak, że miała w tym jakiś ukryty cel -przez całe czterdzieści minut drogi i pięć minut w sklepie, w tym i trzy, w których przebierałam się w pierwszą kieckę która wpadła mi w oko, paplała mi o tym, jaki to młody Sanders nie jest okropny. Że leni się, że nie ma czasu na nic, że cały czas o jednym, i tak dalej, a za każdym razem, gdy oszczerstwa padały z jej ust, spoglądała na mnie ze słabo skrywaną nadzieją. Szybko połapałam się o co jej chodzi, w końcu nie trzeba być do tego wybitnie inteligentnym - dziewczyna starała się odstraszyć mnie od jakichkolwiek romantycznych myśli na temat jej przyjaciela
Przyjrzałam się sobie raz jeszcze - i uśmiechnęłam wzgardliwie. Okręciłam się w prawo, spoglądając na swoje plecy i stwierdziłam bez cienia próżności, że prezentowałam się zjawiskowo. Długie włosy, jeszcze lekko wilgotne od szybkiego prysznicu w domu Zoe okalały moją zarumienioną jeszcze od whiskey twarz, kręcąc się naturalnie na końcówkach. Sukienka, którą sobie wybrałam, była długa, w kolorze głębokiego granatu z milionami błyszczących drobinek. I to właściwie było wszystko jeśli o zdobienia chodzi. Rękawki były długie a dekolt ułożony na kopertę podkreślał talię i uwydatniał delikatność mojej figury. 
Westchnęłam, wysłuchując kolejnych dywagacji dziewczyny, która tym razem uderzyła w tony "Czasami żałowałam że go poznałam!" i przekręciłam oczami. Odwróciłam się gwałtownie w stronę wyjścia z przymierzalni i otworzyłam drzwi, czując jak irytacja zmieszana z rozbawieniem płynie po moich żyłach. Zoe urwała w połowie zdania, po czym spojrzała na mnie i jej oczy rozszerzyły się dwukrotnie. Uśmiechnęłam się cwaniacko, zakładając ręce na biuście. Mojej uwadze nie umknął, oczywiście, ten paskudny znak na nadgarstku, ale skrzywiłam się tylko na niego po czym wbiłam wzrok w dziewczynę z najbardziej wrednym uśmieszkiem na jaki było mnie stać. 
- Zoe, błagam Cię, wali od Ciebie desperacją na kilometr. To nie jest szczególnie Twoja sprawa, co sądzę o młodym ciasteczku, więc przestań łudzić się nadzieją, że coś do Ciebie czuje i albo odpuść mi te przeklęte wywody albo zrób coś z tym, bo ja nie mam już, kurwa, ochoty słuchać Twojego płakania - warknęłam, przerzucając włosy na plecy ruchem głowy. Dziewczyna stała przez chwilę skołowana, ale po chwili w jej oczach zatańczył gniew - no proszę bardzo, takie uczucia w przykładnym obywatelu Brightville? - i już wiedziałam, że szczególnie się nie zaprzyjaźnimy.
- Od razu widać,  że jesteś mieszkanką jakiegoś żałosnego Noxwood - warknęła na mnie, nie zbyt głośno, ale wciąż na tyle, by czujne ucho ekspedientki i ochroniarza wychwyciło te słowa - niemal natychmiast oboje skierowali na mnie swój podejrzliwy wzrok. Cholera jasna. Kobieta ruszyła w naszą stronę, na co ja tylko zgromiłam skruszoną Zoe wzrokiem i już wiedziałam, że musimy zwiewać.
- Kurwa Twoja mać! - fuknęłam pod nosem, po czym chwyciłam dziewczynę za nadgarstek i wybiegłam z przymierzalni, wciąż ubrana w suknię, kierując się wprost na ulicę. Krzyki ekspedientki ucichły tak szybko, jak tylko uaktywniłam swoją moc i, dzięki temu, że kiedyś wybrałam się z JJ i Gekonem do zoo, ruszyłam biegiem równym gepardowi przez całe Waterside Circle z zadyszaną i przestraszoną Zoe przy ramieniu. Jak to dobrze, że akurat większość władz szykowała Wielki  Bal... 

Od Allainy CD. Anvana

Oczywiście walka z kotem była z góry przegrana, tamta futrzasta gadzina zawsze wygrywała. Była mała, mogła schować się z mięsem w każdym zakamarku domu Anvana, a ktoś gabarytów Allainy raczej miałby problem z wciśnięciem się pod szafkę, żeby uwolnić szynkę. Było to głównym powodem, dla którego postanowiła odpuścić. Kolejnym- fakt podrapanej ręki. Lewej, na całe szczęście, co będzie mogła jakoś zamaskować w pracy. Nie zamierzała wyjść na tnącą się emo laskę, jak już ładnie ją określono po bliskim spotkaniu z Hanshi.
Hanshi, która aktualnie siedziała na blacie i bezczelnie gapiła się, jak dziewczyna wbija jajka do głębokiej, plastikowej miseczki. Ostatecznie chciała zrobić te śmieszne, puszyste naleśniki. No, przynajmniej spróbować tej sztuki. Przepis znalazła w starej książce, leżącej zawsze za szklanymi drzwiczkami jednej z szafek. Zapewne należała ona do mamy Hiszpana albo kupił ją pan tato. Kiedyś go o to zapyta, nawet jeśli nie wypadało rozgrzebywać tematów przeszłości.
Czasami jednak lubiła usiąść z nim na kanapie, posłuchać o życiu Anvana. O wiele bardziej barwnym i szczęśliwym, niż jej własne, wydawało jej się czasem bajką na jawie. Pełną rzeczy, których ona sama nigdy nie zaznała. Ani razu nie myślała o studiach, ledwo dostała się do liceum. Rodzice, jeszcze przed tym, jak stwierdzili, że córki nie potrzebują, niespecjalnie przejmowali się edukacją owocu ich romansu. Dopiero pan Fogg ją do tego przycisnął, w ostatnim możliwym momencie wziął młodziutką mulatkę pod swoje skrzydła. Pokazał, jak powinno się żyć i egzystować w rodzinie.
Aż podskoczyła z “babą jagą” w łapce, kiedy tak nagle poczuła dotyk ciemnowłosego. Jak zawsze udało mu się wyrwać ją z głębokiego zamyślenia. Spowodować, że przez ciało przebiegł dreszcz. Jeden, ten nieprzyjemny, towarzyszący strachowi i szybko zastąpiony przez te delikatniejsze, niezwykle przyjemne. Miała tak tylko przy nim.
— De Garcia, przysięgam, że kiedyś zawiśniesz we własnym domu. O na tym haczyku— mruczy pod noskiem, choć uśmiech zdradzał to, w jakim humorze była.— Robię ci naleśniki. Chciałam jajecznicę z szynką, ale twoja chodząca furia na krótkich łapach zżarła całą szynkę.
Swoją wypowiedź zakończyła tym cichym, aż nazbyt sugestywnym westchnieniem. Zdecydowanie nigdy nie będą z kotką na pokojowej ścieżce. Nie lubiła tak bezczelnych zwierząt. Zwłaszcza, że Hanshi miała przecież suchą karmę w miseczce. Którą tylko powąchała, ofuczała i zabrała się za polowanie na mięso za prawie czterdzieści dolców. Domowej roboty, ściągnięte z tych lepszych dzielnic, stąd taka, a nie inna cena. Czasami kusiła się na wyjście poza obszar Noxwood, właśnie w celu uzupełnienia zapasów czymś bardziej pożywnym i wartościowym. Zazwyczaj na święta, chociaż bez okazji też jej się zdarzało takowe akcje podejmować.

ANVANIE?

28 kwi 2020

Od Alayny CD. Ashtona

Przez całą drogę powrotną do domu byłam pogrążona w myślach. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu, nieznajomy chłopak zaintrygował. Chociaż sama nie do końca zgadzałam się z jego poglądami, sposób w jaki je przedstawiał mnie przekonał. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Wiele razy wcześniej dyskutowałem na temat frakcji z siostrą, ale najwyraźniej nigdy w pełni nie słuchałam odpowiedzi. Przyznanie racji starszej siostrze chyba nikomu nie przychodzi łatwo, co również działa w drugą stronę.
Po przekręceniu klucza w zamku, przygotowałam sobie lampkę wina. Otwierając okno na oścież, obserwowałam nocną panoramę miasta, chociaż nawet na sekundę nie zerknęłam w dół. Wiązałoby się to z mdłościami oraz paraliżującym strachem. Skoro pierwszy raz od wielu tygodni znalazłam czas dla siebie, który postanowiłam poświecić przemyśleniom. Dzisiejsze wydarzenia raczej nie zachwiały fundamentalnie moich wartości, ani nie kazały zwątpić we frakcje. Wręcz przeciwnie, po ujrzeniu Noxwood nocą oraz skasowany samochód, byłam bardziej wdzięczna niż kiedykolwiek za sprawną opiekę medyczną oraz ciepły dom. Jednak spostrzegłem także jaką wartość może dla niektórych nieść adrenalina, często powiązana z niebezpieczeństwem. Bijąc się z myślami, powieki zaczęły mi opadać. Zasypiając w fotelu, pomyślałam jeszcze, że moją główną cechą być może jest zwyczajne tchórzostwo.
~~*~~

Chociaż nie nastawiłam budzika, obudziłam się na czas. Jasne promienie słońca padające na moją twarz były przyjemnie ciepłe. Przeciągnęłam się, po czym zamknęłam okno. Gdyby nie skrzydła, którymi podczas snu opatuliłam się szczelnie, na pewno bardzo bym zmarzła śpiąc przy otwartym oknie. Ze względu na wczesną godzinę, miałam dużo czasu w łazience. Spędziłam go na gorącej kąpieli, która zakładała mycie włosów, a także wyszczotkowaniu piór. Chociaż zajmowało to dużo czasu, chętnie się tym zajmowałam. Sam proces był dość mozolny i nudny, jednak efekt końcowy był wart zamieszania. Skoro musiałam użerać się z dodatkowymi częściami ciała, wolałam żeby chociaż prezentowały się przyzwoicie. Kiedy skończyłam toaletę, okazało się że czasu na śniadanie zabrakło. Zadowoliłam się w takim wypadku szybką kawą i ciastkiem przed pracą. Z uśmiechem na twarzy weszłam do sterylnego budynku szpitala. Od razu zaczepiła mnie recepcjonistka.
— Alayna! — przywołała mnie gestem. — Cześć!
Nieco pulchna kobieta o ciepłych ciemnobrązowych przyjaźniła się chyba z każdym w szpitalu. Zawsze miała do powiedzenia kilka miłych słów, a obok tego także wspaniałe wypełniała swoje obowiązki. Jako matka trójki małych dzieci pracowała jedynie trzy dni w tygodniu, ale jej obecność można było wyczuć, przeglądając starannie wypełnione jej pismem akta pacjentów.
— Cześć Sophie — uśmiechnęłam się do kobiety w odpowiedzi na ciepłe powitanie. — Co słychać u Ciebie?
Recepcjonistka zbiła moje pytanie ruchem ręki.
— Opowiadaj, kimże jest ten młody człowiek? — zarządała konspiracyjnym szeptem.
Przez moment nie wiedziałam o co jej chodzi, ale po chwili połączyłam fakty.
— Hm... No... — zająknęłam się. — Dopiero go poznałam, wydaje się całkiem interesujący.
Kobieta przyglądała mi się, mrużąc przy tym krytycznie oczy. Jeśli Sophie wzięła mnie na celownik, będzie próbowała się za wszelką cenę dowiedzieć czegoś ciekawego. W tym przypadku miała się skoro zawieść, co mogło pobudzić jej wodze fantazji. Miałam nadzieje, że do tego nie dojdzie. W takim przypadku cała placówka będzie huczała od plotek. Chociaż nie uchodziłam za osobę zbytnio skrytą, wymyślone historie o moim rzekomym kochanku nie brzmiały zachęcająco.
— A gdzie spałaś dziś w nocy? — spytała, z wesołymi iskierkami w oczach.
Zarumieniłam się na całej twarzy. Prawdopodobnie zostanie to odczytanie jako znak, ale w moim przypadku nic nie znaczył. Jedynie pytanie było zupełnie wyrwane z kontekstu, a również bardzo intymne. Nie zwykłam się dzielić takimi tematami, nawet jeśli miały coś wspólnego z rzeczywistością.
— U siebie w domu na fotelu. — przywołałem się do porządku. — Wiem, że nie to chcesz usłyszeć, ale ja naprawdę prawie go nie znam. Jeśli cokolwiek się wydarzy, pierwsza będziesz o tym wiedziała — zapewniłam.
Było to oczywiście kłamstwo, ale Sophie je kupiła.
— Niech Ci będzie — odpowiedziała niechętne. — Była tu przed chwilą ta dziewczyna, Charlotte, po wyniki badań. Wszystko jest w normie, kazała Ci podziękować.
— To cudowna wiadomość. A co z Ashtonem, drugim z naszych wczorajszych pacjentów?
Recepcjonistka znów uśmiechnęła się filuternie.
— Na jego miejscu pojawiłabym się wieczorem, żeby trafić na koniec zmiany pewnej blond anielicy... Chociaż załatwiłaby Ci dzień wolnego, gdyby zjawił się wcześniej. Za dużo pracujesz dziecko.
Przewróciłam oczami i odwróciłam się w kierunku gabinetu, kiedy drzwi znów się otworzyły, wpuszczając zimny powiew powietrza. Chociaż rozpoznałam chłopaka bez problemu, potwierdzeniem jego tożsamości było mocne szturchnięcie w żebra.
— Dzień dobry, przyszedłem po wyniki badań.
Uśmiechnęłam się na powitanie.
— Cześć, Pani... — rzuciłam Sophie znaczące spojrzenie, po którym wróciła do swojego profesjonalnego obycia. — ...zaraz Ci je zapewni, prawda?
Recepcjonistka pospieszyła do gabinetu, pozostawiając nas samych. W dalszym ciągu się uśmiechając, zastanawiałam się czy przerwać niezręczną ciszę.

Ashton?

23 kwi 2020

Od Noah

Obejrzałem się w lustrze raz jeszcze, wygładzając nieistniejące zagniecenie na koszuli z przodu. Z westchnięciem przeczesałem włosy, po czym poprawiłem uporczywą, czarną muszkę, która znajdowała się wokół mojej szyi - właściwie bez większego powodu, biorąc pod uwagę to, że naprawdę słabo odznaczała się na tle równie czarnej koszuli. Zostałem jednak zmuszony do noszenia tej beznadziejnej rzeczy - Sophie, prywatna krawcowa mojego ojca, która wykroiła dla mnie tę koszulę oraz pasujące do niej kolorem spodnie wraz z kamizelką, posyłała mi lodowate spojrzenie za każdym razem, gdy tylko próbowałem ściągnąć to ustrojstwo z siebie. Ściągnąłem maskę, zdobioną złotem po bokach i ciemną w środku - była atrakcyjna i dodawała tajemniczości wyglądu, ale czułem się z nią podobnie jak z muszką - coś czułem, że długo z nią nie wytrzymam.
Spojrzałem na komórkę, sprawdzając szybko godzinę - serce zatłukło mi niemiłosiernie, gdy na zegarku zauważyłem osiemnastą trzydzieści dwie. Za dwadzieścia osiem minut byłem umówiony ze swoją partnerką na bal, a przecież droga do niej to było co najmniej dwadzieścia minut drogi. Co prawda, kobieta była ostatnią osobą, która mogłaby być na mnie zła o taką głupotę, ale nie znoszę się spóźniać. 
Naprędce chwyciłem marynarkę, przewieszoną przez krzesło oraz maskę, leżącą na biurku, i ruszyłem w stronę wyjścia. Szybkim krokiem zbiegłem ze schodów, po prawej stronie mijając salę balową, w której praca wrzała na dobre. Westchnąłem pod nosem, już prawie docierając do garażu, gdy nagle zatrzymał mnie głos mojego ojca.
- Gdzie się wybierasz, Noah? - zatrzymałem się w półkroku, zamykając oczy i wykręcając nimi pod powiekami. Odwróciłem się na pięcie, unosząc brew. 
- A interesuje Cię to z jakiego powodu? - fuknąłem, kręcąc głową i przytupując nogą. Spojrzałem z ukosa na zegarek i totalnie wyłączyłem się z tego, co mówił do mnie ojciec. Cholera jasna, miałem dwadzieścia trzy minuty na dotarcie na miejsce. Westchnąłem poirytowany i przerwałem ojcu w pół zdania. - Nie martw się, Twoja maszynka do prania mózgu będzie tu na czas. - Po tych słowach przyspieszyłem kroku i, nawet nie oglądając się za siebie, wkroczyłem do garażu.

@GT - Tyler