Od kiedy okazało się, że w mieście odbędzie się bal, wszyscy wydawali się wyjątkowo podekscytowani. Wszędzie można było zobaczyć plakaty z pięknymi sukniami balowymi, maskami czy butami. Równie imponujące co ubrania, były ceny. Nikt jednak nie zdawał się tym przejmować. Idąc za ciosem, również nabyłam niezbędne fatałaszki. Suknia, którą zdążyłam włożyć, pasowała jak ulał. Górna część, kruczoczarnej barwy, kontrastowała z wielkimi anielskimi skrzydłami oraz podkreślała wąską talię. Chociaż długo myślałam, że będę skazana na sukienkę z otwartymi plecami, która ukazywałaby moje blizny, udało mi się znaleźć alternatywę. Moja kreacja miała na plecach trzy wąskie paski, które pozwalały mi wygodnie ułożyć koło nich skrzydła, a większość starych ran na plecach pozostawała zakryta. Jedno ramiączko pozwalało na wyeksponowanie obojczyka. Z boku oraz tyłu sukni, a także przy ramieniu, połyskiwały kryształki. Jeśli wziąć pod uwagę cenę sukienki, raczej mała szansa, że były prawdziwe. Poniżej pasa, sukienka zmieniała kolor. Stopniowo przechodziła w mieszaninę pomarańczu, czerwieni oraz fioletu. Przy samej ziemi kolory były już bardzo jasne. Sukienka
prezentowała się znakomicie. Przez ilość barw na moim stroju, dosyć trudno było mi było dobrać odpowiednią maskę. Ostatecznie zdecydowałam się na ozdobną czarną, która jednak miała na sobie wiele kamyczków podobnych do tych na sukni. Maska
wiązana była czarną tasiemką z tyłu głowy. Zwykłe czarne baleriny z czubkiem w szpic były częścią mojej garderoby już od jakiegoś czasu, ale wciąż wyglądały wystarczająco reprezentacyjnie. Z zapowiedzi wynikało, że bal miał potrwać długie godziny. Wiele osób założy po raz pierwszy nowe buty, po których otarcia będą imponujące. Blond włosy potraktowałam lokówką i pozwoliłam opaść na plecy. Jedynie parę pasm upięłam tak, żeby zakrywały ciemną tasiemkę od maski. Spod maski nie było widać dużej części twarzy, ale postanowiłam zrobić pasujący makijaż. Użyłam cieni do oczu, w kolorach podobnych do tych na sukience. Jako zwieńczenia narysowałam jeszcze kreski. Chociaż na co dzień nosiłam raczej skromny makijaż, potrafiłam pomalować się również bardziej widowiskowo. Matka, która przez parę lat pracowała jako makijażystka w produkcjach filmowych, zadbała o umiejętności moje i siostry. Żeby jeszcze bardziej podkreślić oczy, nałożyłam na usta koralową szminkę. Zlustrowałam swoje odbicie w lustrze krytycznym wzrokiem. Na moje usta wpłynął uśmiech. Wyglądałam dokładnie tak, jak w moich wcześniejszych wyobrażeniach.
~~*~~
Ostrożnie, żeby nie zrujnować stroju bardziej niż to konieczne, wysiadłam z taksówki. Ze względu na niezbyt wysoką temperaturę, która dodatkowo ochłodziła się w godzinach wieczornych, miałam narzucone na wierzch czarne bolerko. W jego kieszeni znajdowały się niezbędne przedmioty. Szminka, korektor, szczotka do włosów, dowód osobisty, klucze. Przez zaledwie minutę zastanawiałam się, czy nie zabrać małego zatrutego sztyletu, który dostałam od siostry. Tam, gdzie zaproszeni byli wszyscy poza konkretnie wskazaną częścią, zawsze pojawiały się kłopoty. Najwyraźniej prezydent nie wyciągnął wniosków z bajki o śpiącej królewnie. Ostatecznie jednak odłożyłam broń, będąc pewna że przy wejściach będą dokładnie przeszukiwali mieszkańców. Ruszyłam ku wielkim schodom, prowadzącym do środka. U ich podnóża zatrzymali mnie dawaj mężczyźni, nie wyglądali jednak bardzo groźnie.
– Poproszę dowód – odezwał się do mnie jeden z nich.
Posłusznie podałam mężczyźnie dokument, przy okazji odsłaniając znak na nadgarstku. Zamruczał z aprobatą, po czym uśmiechnął się.
– Witamy na balu maskowym!
Zanim zniknęłam w lokalu, odwróciłam się jeszcze w kierunku parkingu. Z samochodu wysiadała właśnie postać, o czarnych skrzydłach. Westchnęłam cicho. Oczywiście, że musiała się zjawić. Z oddali obserwowałam jak rozmawia ze strażnikami, a później wchodzi na teren balu. Nawet jej nie przeszukali. Jako postawny obywatel powinnam pewnie zgłosić intruza, ale nie zrobiłam. Zamiast tego skierowałam się w stronę Amandy, gotowa na zażartą kłótnie.
Amanda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz