Ostatnimi czasy, Medicine pracowała o wiele więcej, niż zazwyczaj. Jej grafik był napięty i ledwo trzymał się w szwach. Vaughn dokładał wszelkich starań, by kobieta dawała sobie radę, lecz chcąc nie chcąc, niekiedy wracała do domu późnym wieczorem, by nawet nie zjeść kolacji, a jedynie pójść spać, nie raz w tych samych, roboczych ubraniach. Jak nigdy zaniedbała życie towarzyskie do tego stopnia, iż nie dotarły nawet do niej szczątkowe informacje dotyczące balu. O imprezie dowiedziała się nie od asystenta, nie z wiadomości, nie od znajomych, a od swojego pacjenta i towarzysza rozmów - Noah, który we własnej osobie przyjechał pewnego dnia do jej gabinetu, by osobiście zaprosić ją na wspólną zabawę. Jakaż była jej radość, kiedy nadszedł ten dzień. Zaproszona do tańca zapomniała o wszystkim, co przez ostatnie dni ją martwiło, o nawale pracy, swoim zmęczeniu, nawet o tym, że jeszcze kilka sekund temu, Noah poprosił o szklankę whiskey. To zdecydowanie nie był czas na nerwy. Przyszła tu, żeby się bawić i odpocząć w towarzystwie jej ulubionego łamacza damskich serc, a nie się spierać. Uśmiechnęła się do niego, z lekka zakłopotana, gdyż minęło sporo czasu, odkąd tańczyła ostatni raz.
– Z wielką przyjemnością – powiedziała mimo obaw, ujmując dłoń mężczyzny, który powoli pociągnął za sobą Medicine na środek parkietu. Stawiając ostrożnie kroki, szedł tyłem, bez ustanku otrzymując kontakt wzrokowy. A ona, oczarowana atmosferą i ciepłym spojrzeniem chłopaka, bez żadnych oporów podążała za nim. – Obym tylko Pana nie podeptała – zdążyła zaśmiać się nerwowo, zanim brunet, przyciągając do siebie, położył swoją prawą dłoń na jej łopatce i skrzyżował kciuki drugiej. Lewa ręka kobiety śmiało powędrowała na biceps mężczyzny. Zadarła swój podbródek, a żeby w dalszym ciągu móc zatopić się w błękicie jego oczu.
– Wierzę w Pani umiejętności – oznajmił, niemalże szeptem, po czym powoli postawił pierwszy krok w przód. Medicine natomiast, zgodnie z jego ruchami, cofnęła się.
Noah z gracją prowadził swoją partnerkę, pozwalając na oswojenie się z krokami walca angielskiego, nie tracąc na płynności ruchów, podczas gdy zbierały się pierwsze grupki gapiów. Nie umknęło to uwadze pani doktor, jednakże w żaden sposób nie zakłóciło to przyjemności, jaką czerpała z tańca. Czuła na sobie zawistne spojrzenia kobiet, kiedy jej kroki stawały się pewniejsze, a jej partner nadawał coraz to żywsze i dynamiczne tempo. Lawirowali tak wśród innych par, dogadując się przy tym perfekcyjnie, jak gdyby robili to od zawsze. Bez najmniejszego problemu Medicine podążała za mężczyzną, w szybkich obrotach czy bardziej skomplikowanych krokach. Czytali sobie w myślach, robiąc wokół siebie niemałe zamieszanie, gdyż obserwatorów pojawiało się coraz to więcej. Pomimo wielu par, które postanowiły rozpocząć zabawę tańcem, państwo H. skradło całą uwagę. Nic nadzwyczajnego. Pięć okrągłych lat - tyle czasu Medicine zna młodego Hensleya choć od zaledwie trzech intensywnie spotyka go na swojej drodze. Nie od dziś więc wie o tym, jak wpływa on na otoczenie i vice versa.
Gdy muzyka powoli dobiegała końca, Noah przystanął nagle. Jednym i zdecydowanym ruchem poprowadził kobietę w sposób, że ta pierw wykonała elegancki piruet; następnie zatoczyła się prosto w jego ramiona. Finalnie mężczyzna nachylił się nad nią, zmuszając, by ta odchyliła się do tylu, unosząc tym samym jedną z nóg. Lekka budowa i niezastąpione zaufanie sprawiło, że jej ciało niemalże znalazło się przy ziemi. Oboje na kilka sekund zastygli w tej pozycji.
– Szybko się Pani uczy, Panno Havilliard. – odezwał się z szelmowszkim uśmieszkiem, a jego oddech musnął zaróżowiony od wysiłku policzek Medicine, niezakryty maską. Powoli, jakby w zwolnionym tempie podnieśli się do pionu.
– Mam dobrego nauczyciela – przyznała szeptem.
Oboje obrócili się wokół własnej osi i ukłonili sobie nawzajem, wraz z ostatnią nutą graną przez orkiestrę. Publiczność od razu wszczęła aplauz, a Medicine wraz z nią. Rozpromieniona spojrzała się wokół, błądząc chwilę po zamaskowanych twarzach, nie przestając klaskać w swoje drobne dłonie, dopóki sam Hensley nie ujął ich w swoje. Automatycznie cała uwaga kobiety skupiła się na nim, posyłając mu pytające spojrzenie. Jego palce zacisnęły się lekko, jakby sprawdzał, czy aby na pewno stoi przed nim.
– Panno Havilliard...
– Panie Hensley?
Miał coś powiedzieć. Nabrał powietrza w płuca i uchylił usta, lecz nawet nie zaczął, albowiem w słowo wtrąciła mu się kelnerka, przynosząc zamówienie. Medicine nie musiała widzieć twarzy chłopaka, by wyczuć jego grymas. Uwolniła się szybko z uścisku jego dłoni i w porę podziękowała serdecznie za lampkę wina, by nie dopuścić do zbędnych uszczypliwości. Koniec końców i błękitnooki mruknął jakieś proste „dziękuję” i zbył dziewczynę, prosząc jeszcze, nim odeszła, by za kwadrans zjawiła się z tym samym alkoholem.
– Działa mi na nerwy – westchnął, zapijając przekleństwa łykiem swojej whiskey.
– Wykonuje tylko swoją pracę – wyjaśniła Medicine, po czym wzięła mężczyznę pod wolną rękę i ruszyła powolnym krokiem przed siebie. – Musisz być taki pogardliwy względem innych, Noah? – zapytała, zaraz po tym skosztowała swojego trunku. Dawno nie piła niczego, co miało w sobie te magiczne procenty, a wyśmienity smak tylko zachęcił do następnego i następnego łyczka.
– A czy inni muszą być tak irytujący? – odpowiedział pytaniem.
Medicine powoli i z uniesionymi brwiami obróciła głowę w stronę mężczyzny. Rzuciła błagalne spojrzenie. Chciała westchnąć bezsilnie i pokręcić głowa, wyrażając tym swoje niezadowolenie, lecz nie mogła, kiedy przyjaciel posłał słodki i niewinny uśmiech niczym dziecko.
Medicine powoli i z uniesionymi brwiami obróciła głowę w stronę mężczyzny. Rzuciła błagalne spojrzenie. Chciała westchnąć bezsilnie i pokręcić głowa, wyrażając tym swoje niezadowolenie, lecz nie mogła, kiedy przyjaciel posłał słodki i niewinny uśmiech niczym dziecko.
– Głupek – wywróciła oczyma i pociągnęła go w dalszą podróż po sali.
Jej wzrok skakał po osobach siedzących przy okrągłych stołach nieopodal miejsca z przekąskami. Szukała kogoś namiętnie, zatrzymując się co chwilkę i stając na palcach niczym surykatka. Na wszelkie zapytania ze strony towarzysza, odpowiadała jedynie „chcę cię z kimś zapoznać”, podsycając tylko jego ciekawość. Obawiała się, że wśród tylu ludzi, odnalezienie brata będzie rzeczą niemożliwą do zrobienia. Będąc na zgromadzeniu takie jak to, gdzie w większości gośćmi byli ludzie zamożni i znani, a partnerem sam syn gospodarza, nie obyło się bez zaczepek. Zaczęło się niewinnie, od szybkiej podzięki ze strony sąsiadów, zapytania o samopoczucie, po zalążki poważnych tematów o podłożu politycznym, podczas których Noah starannie ucinał rozmowę. Medicine już dawno zwróciła uwagę na to, jak bardzo męczące i frustrujące jest samo myślenie na ten temat. Choć każda pojedyncza ploteczka zajmowała nie więcej niż pięć minut, Noah zdążył już opróżnić trzy szklanki swojego leczniczego napoju. A kolejna właśnie sunęła w jego stronę na srebrnej tacy. Całę szczęście i pani doktor miała czym zwilżać usta.
Havilliard nieprędko znalazła brata, lecz kiedy tylko dostrzegła charakterystyczny bordowy garnitur, z jej ust wydobyło się radosne „jest!”. Odłożyła pusty już kieliszek po winie i ruszyła z kopyta, ciągnąc za sobą zaskoczonego towarzysza. Całe szczęście Kenneth w porę zauważył kłusującą w jego stronę Medicine. Na widok siostry, jego twarz przyozdobił szeroki uśmiech. Nie widzieli się od kilku miesięcy.
– Muszę ci w końcu kogoś przedstawić – oznajmiła z szerokim uśmiechem, zaraz po mocnym uścisku na dzień dobry.
Jej wzrok skakał po osobach siedzących przy okrągłych stołach nieopodal miejsca z przekąskami. Szukała kogoś namiętnie, zatrzymując się co chwilkę i stając na palcach niczym surykatka. Na wszelkie zapytania ze strony towarzysza, odpowiadała jedynie „chcę cię z kimś zapoznać”, podsycając tylko jego ciekawość. Obawiała się, że wśród tylu ludzi, odnalezienie brata będzie rzeczą niemożliwą do zrobienia. Będąc na zgromadzeniu takie jak to, gdzie w większości gośćmi byli ludzie zamożni i znani, a partnerem sam syn gospodarza, nie obyło się bez zaczepek. Zaczęło się niewinnie, od szybkiej podzięki ze strony sąsiadów, zapytania o samopoczucie, po zalążki poważnych tematów o podłożu politycznym, podczas których Noah starannie ucinał rozmowę. Medicine już dawno zwróciła uwagę na to, jak bardzo męczące i frustrujące jest samo myślenie na ten temat. Choć każda pojedyncza ploteczka zajmowała nie więcej niż pięć minut, Noah zdążył już opróżnić trzy szklanki swojego leczniczego napoju. A kolejna właśnie sunęła w jego stronę na srebrnej tacy. Całę szczęście i pani doktor miała czym zwilżać usta.
Havilliard nieprędko znalazła brata, lecz kiedy tylko dostrzegła charakterystyczny bordowy garnitur, z jej ust wydobyło się radosne „jest!”. Odłożyła pusty już kieliszek po winie i ruszyła z kopyta, ciągnąc za sobą zaskoczonego towarzysza. Całe szczęście Kenneth w porę zauważył kłusującą w jego stronę Medicine. Na widok siostry, jego twarz przyozdobił szeroki uśmiech. Nie widzieli się od kilku miesięcy.
– Muszę ci w końcu kogoś przedstawić – oznajmiła z szerokim uśmiechem, zaraz po mocnym uścisku na dzień dobry.
Noah?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz