Opatulona szarym płaszczem przemierzałam ulice miasta. Zachód słońca malował budynki na pomarańczowy kolor, zwiastując nadchodzącą noc. Pochylona głowa miała zapewnić mi anonimowość, chociaż na to chyba nie miałam co liczyć. Każda napotkana osoba zawieszała na mnie wzrok, kontemplując wystające z moich pleców anielskie skrzydła. Ze wszystkich możliwych mutacji, mój dar należał jednocześnie do tych najmniej użytecznych i najbardziej widocznych. Ze względu na częste zastrzyki wykonywane przez rząd oraz paraliżujący lęk wysokości, nigdy nie latałam. Wiedziałam że mogę, bo moja siostra bliźniaczka miała niemal identyczne skrzydła, z których korzystała nieustannie. Twierdziła, że lot pozwala jej poznać siebie i odmawiała podporządkowania się systemowi. Z tego toż powodu, skręciłam nie w szeroki pasaż z przytulnymi kawiarniami oraz eleganckimi restauracjami, lecz w wąską uliczkę zalatującą nieco zapachem moczu. Na ścianach można było zobaczyć graffiti, między innymi wielką przekreśloną pacyfkę z wyzywającym napisem Śmierć pacyfistom, śmierć marionetkom, śmierć systemowi. Im głębiej zagłębiałam się z dzielnicę Noxwood, tym więcej aktów wandalizmu mogłam dostrzec wokół. Zabite deskami szyby i ludzie z naciągniętymi na twarz kapturami pojawiali się co rusz. Usilnie próbując nie rzucać się w oczy, kontynuowałam wędrówkę wzdłuż ścian. W tej dzielnicy to nie moje skrzydła przyciągały wzrok, lecz markowy szary płaszcz, błyszczące skórzane botki oraz idealnie skrojone jeansy. Luksusy, na jakie mogliśmy sobie pozwolić w lepszej części miasta, które stały się dla nas codziennością, tu były oznaką poddania się władzy. Cytat Śmierć pacyfistom, śmierć marionetkom, śmierć systemowi doskonale oddawał atmosferę tej dzielnicy. W końcu skręciłam w stary cmentarz, którego daty na wyszczerbionych nagrobkach sięgały wiele wieków wstecz. Podczas bombardowania niektóre płyty nagrobkowe zdołały przetrwać, jednak stwarzały widok podobny do scen z horrorów, które niegdyś oglądałyśmy z ojcem u nas w salonie. Przez dróżkę przede mną przebiegł czarny kot, na którego widok przeszły mnie ciarki. Nie należałam do osób przesądnych, lecz ponure otoczenie dawało mi się we znaki.
– Alayna – rozległ się gdzieś z boku głos.
Wydałam z siebie cichy pisk, po czym odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Oparta nonszalancko o drzewo, stała moja siostra, popalając papierosa. Na mój widok uśmiechnęła się, ukazując urocze dołeczki w twarzy. Uśmiech jednak nie dosięgnął szarych oczu, które mimo że były wpatrzone we mnie, wciąż pozostawały czujne.
– Amanda – wypowiedziałam jej imię, odwzajemniając uśmiech.
Przez moment stałyśmy wpatrzone w siebie. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że chociaż mieszkałyśmy teraz tak daleko od siebie, w tak różnych warunkach, wciąż byłyśmy so siebie podobne jak dwie krople wody. Po chwili, wciąż się wahając, podeszłam do Amandy i ją przytuliłam. Dziewczyna nie odwzajemniła uścisku, lecz rozczochrała mi włosy czułym gestem. Pachniała dymem papierosowym, co podrażniło moje drogi oddechowe. Odsunęłam się.
– Dawno Cię nie widziałam – powiedziałam.
Gdy te słowa opuściły moje usta, poczułam się dziwnie. Jeszcze parę lat temu, nie do pomyślenia wydawałby się fakt, żebyśmy nie widziały się dłużej niż parę godzin. To samo dotyczyło papierosów. Nasza mama dezaprobowała paleniu, więc nierealna wydawałaby się możliwość wpadnięcia w nałóg.
– Możesz odwiedzać się częściej – odpowiedziała z krzywym uśmiechem.
– Wiesz jak na mnie działa ta dzielnica, nie lubię tu przebywać. Ty powinnaś mnie kiedyś odwiedzić – mruknęłam, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
Amanda uniosła brwi, po raz kolejny zaciągając się papierosem.
– Moja mała siostrzyczka zaprasza mnie do swojego błyszczącego mieszkania, ze złotymi klamkami pachnącymi propagandom? A może masz gdzieś w łazience schowane strzykawki, żeby wbić mi w plecy, gdy nie będę patrzyła? – zaśmiała się sztucznie, po czym podniosła papierosa do ust.
Obserwowałam ją uważnie. Moja siostra zawsze miała ostry język, ale nie zwykła używać go przeciwko mnie.
– Zapach propagandy wciąż jest lepszy niż zapach papierosów, a złote klamki rekompensują dziury w ścianie – odparłam cicho.
Moja siostra bliźniaczka zmrużyła oczy, a następnie rzuciła niedopałka na ziemię i zdeptała go butem. Mimochodem zauważyłam, że jej obuwie jest w jeszcze gorszym stanie, niż te parę tygodni temu. Podeszwa lewego buta była stopiona w kilku miejscach od gaszenia papierosów, a prawa wyglądała jak przyklejona gumą do żucia w paru miejscach. Dziewczyna podążyła za moim spojrzeniem, a potem wymownie spojrzała na moje błyszczące buty. Nie wypowiedziała tego na głos, ale ja doskonale zrozumiałam niemy przytyk.
– Mam to o co prosiłaś – powiedziałam, patrząc jej na powrót w oczy.
Nawiązywałam tu do leków, o które poprosiła mnie w przesłanej wiadomości. Dodatkowo miałam przy sobie także słoik miodu, nieco herbaty oraz czekoladowe cukierki. Byłam niemal pewna, że duma oraz upór nie pozwolą jej na przyjęcie dodatkowych darów, ale zawsze warto było spróbować. Amanda rozejrzała się wokół, jakby bała się, że ktoś nas podsłucha.
– Chodź za mną – poinstruowała mnie, po czym ruszyła szybkim krokiem przed siebie.
Zdziwiłam się nieco, bo nie prowadziła mnie w kierunku miejsca, które uparcie nazywała domem. Znaczyło to, że musiałam zagłębić się bardziej w tą dziwną dzielnicę. Na samą myśl wypełniał mnie niepokój, jednak ruszyłam za siostrą. W ciszy obserwowałam jej czarne pióra, lśniące jak u wrony oraz nasłuchiwałam jej kroków na miękkim podłożu.
Amanda? Co powiesz na krótki wątek na rozruszanie dziewczyn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz