4 kwi 2020

Od Travisa CD. Delilah

Nie sądziłem, że mój cel dotarcia do Noxwood zrealizuje się w tak szybkim czasie. W dodatku towarzyszyła mi członkini Zaekneth, która umożliwiała mi na dotarcie nieco głębiej w szeregi tej frakcji, poznanie jej, a może i nawet możliwość działania od środka. Samo dotarcie tutaj nie stanowiło, tak właściwie problemu, problemem stawały się dalsze etapy działania, które mogły zawierać już pewne komplikacje. Gdybym nawet postanowił udać się tutaj w pojedynkę już dużo wcześniej, co miałabym począć w następnej kolejności? Zdobycie zaufania kogokolwiek graniczyłoby z cudem i z pewnością nie zdołałbym dowiedzieć się niczego innego poza tym,  gdzie znajduje się najbliższy bar.
Byłem w niemałym szoku, kiedy Delilah oznajmiła mi, że tak naprawdę mój nieco głupawy współpracownik Jeffrey, w rzeczywistości nie należy do frakcji Midmire. Tymczasem przez cały ten czas skrywał widniejący na jego karku tatuaż – znak będący elementem przynależności do społeczeństwa Zaekneth. Gdybym tylko wiedział... Nie czekałbym ani dnia dłużej i porozmawiał z Jeffem wcześniej. Oczywistym stało się, że rudowłosy w istocie miał jakiś konkretny powód, dla którego fałszował swoją prawdziwą tożsamość. Pytanie brzmiało tylko: dlaczego to robił? W ciągu jednej dobry człowiek, którego miałem za zwykłego, nieco ciapowatego kolesia, który zapewne cały swój dzień po pracy spędza grając w gry komputerowe, okazał się być niemałym cwaniaczkiem o nieznanych zamiarach.
Poczułem zimny dreszcz przeszywający mój kark. Cholera, miałam bardzo złe przeczucie co do Jeffreya i choć bardzo chciałem wyrzucić z głowy tę myśl, nie mogłem pozbyć się jej z głowy – na pewno jesteśmy częścią jego planu...
Rozejrzałem się dookoła, choć tak właściwie niewiele mogłem zobaczyć przez gęsty mrok snujący się w powietrzu o tej godzinie. Był środek nocy, a my tkwiliśmy w samochodzie, nie wiedząc, co czeka nas po opuszczeniu jego... nieco już zardzewiałych ścian.
– Travis – mruknąłem, idąc w ślady za dziewczyną i wysiadając z pojazdu. Spojrzała na mnie pytająco, w momencie, gdy wyrwałem ją z głębokiego zamyślenia. – Jestem Travis – dodałem, a jej zdezorientowany wyraz twarzy w gruncie rzeczy zniknął tak szybko, jak tylko się pojawił. Nie odpowiedziała, cały czas intensywnie lustrując obszar dookoła nas. Widziałem w jej oczach niepokój, znała to miejsce doskonale, lecz w tym momencie zdawało się być jej tak obce, jak i mnie. Nie byłem zadowolony z faktu, że jedyne, co postanowiła mi zdradzić z jej jakże cudownego planu to fakt, że powinienem iść za nią. Świetnie. Fakt, że znała tę okolicę lepiej ode mnie stawiał ją jednak na zwycięskie pozycji i chcąc nie chcąc – musiałem chociaż na razie trzymać się dziewczyny, która była w tym momencie moją przepustką do dotąd zupełnie odległej mi frakcji Zaekneth.
– Gdzie my... – zacząłem, ściszając głos do ledwie słyszalnego szeptu, lecz nie zdążyłem dokończyć, gdy nagle drzwi znajdujące się niedaleko nas, zaczęły powoli się otwierać. Delilah odwróciła wzrok w moją stronę, a w jej spojrzeniu wyraźnie dojrzałem nutę przerażenia. O cholera.
W jednej sekundzie wszystko dookoła zwolniło, a ja chwyciłem moją towarzyszkę za rękę. Fakt nawiązania kontaktu fizycznego z dziewczyną sprawił, że mogłem przenieść działanie mojej mocy i na nią – rzecz jasna dopóty, dopóki trzyma moją dłoń.
Teraz to ja przejąłem na chwilę dowodzenie i pociągnąłem ją za sobą, gdyż dziewczyna zdawała się być bardziej zdezorientowana, aniżeli się spodziewałem. W ułamku sekundy znaleźliśmy się za stojącymi niedaleko olbrzymimi beczkami, ściśnięci w kompletnej ciszy. Jedyne, co zdołałem wywnioskować z rozgrywającej się w następnych paru chwilach sytuacji to to, że pomieszczenie opuścili dwaj masywni mężczyźni – bardzo podobni do tych w barze pod strzelnicą. Nic jednak nie usłyszałem, gdyż w uszach mi świszczało, a głowa w mgnieniu oka rozbolała mnie dwa razy mocniej, niż to ma w zwyczaju. Nie było to jednak dla mnie zaskoczenie, ledwo panuję nad swoją durną mocą, gdy korzystam z niej w pojedynkę, co dopiero, gdy wykorzystałem jej działanie podwójnie. Szlag.

Zamknąłem na chwilę oczy, skupiając się na moim i tak już ciężkim oddechu. Miałem nadzieję, że Delilah zdoła usłyszeć cokolwiek z ich konwersacji, która – i tak już dość cicha – odbijała się jednak głuchym echem pomiędzy odrapanymi ścianami budynków. Poczułem czyiś dotyk na ramieniu, po czym otworzyłem oczy. Dziewczyna wpatrywała się we mnie wzrokiem nie zdradzającym na pierwszy rzut oka żadnych konkretnych emocji. Odwróciłem spojrzenie, spoglądając na drzwi. Pusto. Całe szczęście, że auto, którym się poruszaliśmy zostało zaparkowane w dość niewidocznym miejscu i raczej i tak – ze względu na swój raczej odrzucający widok – nie przyciągnęłoby uwagi podejrzanych typów.
– Chodźmy – mruknąłem, wyswobadzając się spod dotyku Delilah i wstając gwałtownie na nogi. Oparłem się lekko o ścianę już po chwili, gdy tylko poczułem pierwsze zawroty głowy. Cholernie mnie to irytowało, że nie potrafię panować nad skutkami ubocznymi. Nie chciałem pokazywać swojej słabości, która teraz ujawniała się, w dodatku, z podwójną siłą. Czułem swego rodzaju wstyd, wstyd, iż do tej pory nie opanowałem swojej mocy na tyle, by móc skutecznie ukrywać dolegające mi po jej użyciu syndromy.
Dziewczyna zawahała się nieco, lecz bez dalszych zbędnych konwersacji przytaknęła lekko, po czym, rozglądając się jeszcze dla upewnienia po ciemnej uliczce, ruszyła niemalże bezszelestnie w kierunku drzwi. Przyłożyła ucho do ściany, wytężając maksymalnie słuch. Już po kilku sekundach przytaknęła w moim kierunku i chwyciła za klamkę, wprowadzając mnie do wnętrza budynku. Musiała być niewątpliwie pewna tego, że w środku nie czekają nas nieproszeni goście.
Moim oczom ukazało się dość obskurne zaplecze, jak się okazało – baru, a chwilę później sylwetka jakiegoś mężczyzny, który – widząc Delilah – uśmiechnął się blado.
– Co się dzieje? – spytał widocznie zmartwiony, przytulając kurczowo dziewczynę. Zatrzymałem się, pozostając nieco dalej w cieniu. Mężczyzna dostrzegł jednak moją obecność, nie skomentował jej co prawda od razu, skupiając swoją uwagę na dziewczynie.
– Jeffrey się stał – warknęła dziewczyna, odwracając głowę w moją stronę. Podszedłem nieco bliżej i oboje zajęliśmy miejsce na krzesełkach za barem.
Wyglądało na to, że Jeff był im więcej niż tylko znaną osobowością. Musiał niejednokrotnie namieszać i zagrać im na nosie, bo na samo wspomnienie tego imienia, mężczyzna stojący przy barze skrzywił się znacząco i zaklął pod nosem. Przysłuchiwałem się jej rozmowie nieco zmieszany.
– Pytali o ciebie... o was – mruknął nasz rozmówca, przenosząc wzrok z dziewczyny wprost na mnie. Przez chwilę lustrował mnie pytającym spojrzeniem. – Kim jesteś?
– Jestem Travis. Można powiedzieć, że... miałem powierzchowną styczność z Jeffreyem. W pracy – mruknąłem, upijając łyka piwa, które przed kilkoma chwilami nalał nam dobry (co zdążyłem wywnioskować) znajomy Delilah.
– Midmire... – wtrąciła dziewczyna.
– A więc to tam zaszył się ten gnojek? Co on tak naprawdę próbuje osiągnąć? W co chce Cię... Was wrobić, do cholery? I dlaczego wplątał w to wszystko ciebie, Travis?
Sam chciałbym to wiedzieć. Tak naprawdę nie byłem w jakichkolwiek bliskich relacjach z tym rudowłosym śmieciem, a i tak postanowił wkręcić mnie w jedną ze swoich, jak się okazuje, wielu gierek. Był rasowym krętaczem, który w idealny sposób potrafił sprawiać pozory niewinnego i głupkowatego za razem. Musiał zaplanować sobie wszystko po kolei, łącznie z wywiezieniem nas ze strzelnicy i skierowanie do South Bridge. Nawet nie chcę myśleć, co – albo raczej KTO – czekałby na nas w tej dzielnicy i jaką wersję zdarzeń sprzedał im Jeffrey.
– Sama chciałabym wiedzieć – warknęła dziewczyna. – Zdaje się, że Travis nie zdradził mi jeszcze całej prawdy.
W jednej chwili przez moją głowę przeszła pewna myśl, która pojawiła się tak nagle, że sam nie mogłem pojąć, co tak naprawdę się wydarzyło. Jedyna teoria, która mogła okazać się cieniem prawdy i połączyć mnie z frakcją Zaekneth, a tym samym z postacią Jeffreya. Może nie spotkaliśmy się przed przypadek?
– No więc... nie wiem, ile w tym prawdy, ale... – zacząłem dość niepewnie, gdyż od początku nie byłem dość przychylnie nastawiony do wyjawiania Delilah prawdy. W obecnej sytuacji, która przybrała nieoczekiwany obrót zdarzeń, musiałem zdradzić im prawdziwy powód dotyczący mojej obecności w ich dzielnicy. – ...ale podejrzewam,  że Jeffrey może znać kogoś, kto jest ze mną w jakiś sposób połączony i zamieszkuje w Noxwood...
– Mów jaśniej, cholera – warknęła Delilah, upijając spory łyk piwa i gwałtownie odstawiając kufel z powrotem na drewniany blat.
– Mówię o moim bracie – wydusiłem w końcu.

Delilah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

@GT - Tyler