Zadrżałam, obserwując tył odjeżdżającego samochodu Jeffreya. Coś tu nie pasowało - cholernie nie pasowało. Jeszcze w samochodzie, gdy rudowłosy tłumaczył nam co, jak to pięknie ujął, 'spieprzyliśmy', z tyłu głowy miałam świadomość, że coś jest nie tak. Dlatego też nie brałam udziału w konwersacji - wolałam skupić się na zdolności zapożyczonych od psów, które potrafią zapachem wyczuć emocje. I tak jak myślałam - spokój Jeffreya był tylko maską, pod którą drżał z niepokoju, jakby bał się, że ktoś go przejrzy. Był niespokojny i zestresowany - co mogłabym, oczywiście, wziąć za naturalne reakcje na ucieczkę przed gangiem - ale wyczuwałam też gorzką nutę zapachu i od razu poznałam - krętactwo, planowanie i manipulacja. Chciał, żeby coś wypaliło - a tym czymś było udupienie mnie i, z tego co kojarzę, Sandersa.
Uśmiechnęłam się, lekko drwiąco w stronę oddalającego się pojazdu. Wyglądało na to, że Jeffrey zgadał się z którąś z mafii. Nie miałam, oczywiście stuprocentowej pewności, ale szósty zmysł mi mówił, że jeśli udam się do South Bridge, do baru, o którym wspomniał rudowłosy, będzie to koniec gry dla mnie.
Wiedziałam, że niektórzy chcą się mnie pozbyć - przez bycie barmanką w jednym z najbardziej wpływowych barów w Noxwood słyszałam wiele rzeczy, a i bez tego Zaeknethczycy mieli mnie za zagrożenie z powodu moich zdolności. To było całkiem sprytne - wyglądało na to, że i Sanders był niewygodny, więc Jeffrey znalazł sposób, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tyle, że ja się nie dam temu pieprzniętemu patyczakowi.
Moją uwagę zwrócił mój towarzysz w niedoli, który wpatrywał się we mnie z wielkimi oczami. No tak, porachunki mafii mogą być przerażające dla przeciętego zjadacza chleba w Midmire.
- Tutaj nasze drogi się rozchodzą - mruknęłam cicho, posyłając chłopakowi baczne spojrzenie. Musiałam jak najszybciej dostać się do Noxwood, tak, żeby nie alarmować nikogo. Musiałam porozmawiać z paroma osobami, a niańczenie chłopaka nie było mi po drodze. Posłałam mu jeszcze jedno baczne spojrzenie po czym odwróciłam się na pięcie w stronę złomowiska. Już miałam zrobić pierwszy krok, gdy ciszę przerwał chłopak.
- Nie zgadzam się. - dotarł do mnie zdecydowany głos chłopaka. Zatrzymałam się i z trudem powstrzymałam, wykręcenie oczami, odwracając się z powrotem do chłopaka i zaplatając ręce na biuście. Uniosłam pytająco brew, przypatrując się jego pobladłej, ale i pewnej postawie. - Jadę do South Bridge z tobą. Również nie po drodze mi do ludzi z Brightvile, poza tym... myślałem, że mi pomożesz, Delilah?
Nie potrafiłam się powstrzymać - parsknęłam śmiechem, kręcąc głową. Odchyliłam ją lekko do tyłu, po czym przesunęłam dłonią po grzywce, która opadła mi na twarz.
- Ty naprawdę nie rozumiesz, prawda? - spytałam. Z mojego głosu zniknął cały śmiech. Przeszywałam chłodnym spojrzeniem chłopaka naprzeciw mnie. Czy on był poważny? Nie zdawał sobie sprawy z tego co się dzieje?
Chłopak spojrzał na mnie skonsternowany - dla niego chyba wszystko było takie proste. Czasami żałowałam, że nie wybrałam życia w Midmire - nie musiałabym wtedy bać się o każdy swój krok. Pokręciłam głową, marszcząc brwi na swoje myśli - ale wtedy byłabym niewolnicą rządu, a co to, to nie.
- Oh moje słodkie, Midmiryjskie dziecko - powiedziałam z udawaną słodyczą, posyłając chłopakowi jeden z wredniejszych uśmiechów, na jakie było mnie stać. Ruszyłam w stronę złomowiska, a chłopak, zdezorientowany ruszył za mną. - Naprawdę jesteś skłonny zaufać tej rudej wypłosze? - dodałam, stając na końcu parkingu, przy małym, zdezelowanym samochodzie. Wyglądało na to, że był to jedyny sprawny samochód w okolicy, a w tym momencie potrzebowałam szybkiej podwózki.
- Jeffrey nigdy nie wydawał mi się "wypłochą" - odezwał się, wpatrując się w moje ruchy. - W końcu jest z Midmire, my rzadko wpadamy w kłopoty - dodał cicho, wciąż przypatrując się moim działaniom.
Gdy usłyszałam te słowa odwróciłam do niego gwałtownie głowę, doszukując się oznak żartu w jego ciemnych oczach - były one jednak tak poważne, że aż, ponownie przez niego, przeszedł mnie dreszcz. Utwierdziwszy się w tym, że chłopak jest święcie przekonany co do swoich słów, nie mogłam zrobić nic innego niż parsknięcie śmiechem.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, przywołując w myślach siłę w nogach zapożyczoną od koni. Gdy poczułam mrowienie na swoich kończynach, uniosłam szybko kolano i kopnęłam z całej siły w okno zdezelowanego pojazdu. Alarm zawył krótko, jakby sam nie miał wystarczająco siły, by wyć wiecznie. Odetchnęłam, czując jak siła nóg mnie opuszcza i schyliłam się, otwierając drzwi kierowcy samochodu. Właściwie cieszyłam się, że pojazd długo nie wył - byłoby to niepotrzebne zwrócenie na siebie czyjejś uwagi.
Dopiero po chwili zrozumiałam, że Sanders przypatruje mi się z pytajnikiem na twarzy, dlatego, z cierpiętniczym westchnięciem, postanowiłam uszczknąć mu chociaż rąbka tajemnicy.
- Jeśli naprawdę sądzisz, że Jeffrey jest z Midmire, to jesteś naprawdę naiwny - Podparłam się pod bok, ponownie posyłając mu wredny uśmieszek. Chłopak uniósł oburzony brew.
- Nie pieprz głupot, sam widziałem ten znak, w tym samym miejscu, u niego. - rzucił, podnosząc nogawkę i ukazując mi maleńkie zdobienie u boku kostki. Zaśmiałam się jeszcze głośniej.
- Zaekneth to frakcja manipulatorów, krętaczy i cwaniaków. Myślisz, że mało tam takich, co sobie rysują tatuaże innych frakcji? Takich, co zachowują się jak kameleony, dostosowując się do otoczenia i atakując z zaskoczenia? - spytałam, wsiadając do samochodu. Nachyliłam się nad stacyjką, szukając kabli, by odpalić samochód bez kluczyków. Jak to dobrze, że to nie pierwszy pojazd, który pożyczałam. - Nosi dłuższe włosy, żeby zakrywać ten znak - dodałam, unosząc włosy i wskazując mu czarną muszlę na karku. - No, ale Ty już to wiesz, prawda? - mruknęłam drwiąco. Kabelki zasyczały, przeleciały pomiędzy nimi iskry i auto nagle ożyło.
Gdy usłyszałam ryk silnika, wiedziałam, że nie mamy dużo czasu - na złomowisku zaczęły zapalać się światła, było też słychać krzyki. Spojrzałam na chłopaka i westchnęłam, przeciągle.
- No rusz się, kurwa, albo nie będziemy mieć szansy, by dowiedzieć się co ten rudy przychlast knuje - warknęłam na niego. Usłyszawszy dźwięk zamykanych drzwi od strony pasażera, ruszyłam z piskiem opon, szybko oddalając się od parkingu i złomowiska. - South Bridge jest w drugą stronę, Delilah - chłopak odezwał się do mnie cicho. Jechaliśmy już dobre 20 minut, w nieprzyjemnej, gryzącej ciszy. Musiałam wiedzieć, czy to była tylko prowokacja, by się mnie pozbyć, czy naprawdę jest coś na rzeczy. No i na serio polubiłam pracę w tym pieprzonym barze.
- Wiem. - rzuciłam tylko, wpatrując się w ulicę. Do mojego celu nie było już daleko - właściwie przed nami rozciągała się mgła i smog, sugerując, że jesteśmy naprawdę bardzo blisko. Sanders spojrzał na mnie pytająco, ale nie odezwał się już słowem, chociaż na jego twarzy widać było, że oczekuje wielu odpowiedzi.
Gdy wjechaliśmy w mgłę, atmosfera gwałtownie się zmieniła. Szarość wokół, obskurne budynki, odrapane ściany, dziury na ulicach. Znałam tę drogę niemal na pamięć - w końcu dzień w dzień chodziłam tamtędy do pracy. Zwolniłam lekko, skręcając w znajomą bramę i parkując samochód w cieniu budynku, gdzie nikt nie miał jak go dostrzec. Skupiłam się nad wyostrzonym wzrokiem kota i znowu - chyba, sądząc po gwałtownym wdechu chłopaka - moje oczy na chwilę rozbłysły żółcią, a źrenica zwęziła się jak u tego zwierzęcia. Musze coś z tym zrobić, jeśli dalej tak pójdzie to wyrośnie mi ogon.
Rozejrzałam się po ciemnej ulicy. Nie widać było żywej duszy - no tak, było przecież koło trzeciej. Ludzie albo śpią, albo piją, albo knują coś po ulicach. Mimo to wiedziałam, że nie jesteśmy szczególnie bezpieczni - tu nigdy nikt nie jest bezpieczny. Rzuciłam szybkie spojrzenie na szatyna obok i westchnęłam po cichu, opierając się o wezgłówek. Cholera, czy to było mądre, zabierać go ze sobą? Spojrzałam na niego ponownie, tym razem z zamiarem poinformowania go jak wygląda mój plan.
- Dobra, zrobimy tak. Pójdziesz teraz grzecznie za mną, po cichu, jakby Cię tu wcale nie było. Nie jestem pewna, czy na pewno to była tylko podpucha i prowokacja, dlatego, czy umiesz szybko biegać? - spytałam, uśmiechając się do niego zadziornie.
- No tak, ale... gdzie my jesteśmy? I czemu miałbym uciekać? - spytał zaskoczony, nieco pobladły na twarzy. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie, gasząc silnik.
- No cóż, Jakkolwiek-brzmi-twoje-imię Sandersie. Witamy w Noxwood - rzuciłam, lekko pogodnie, posyłając chłopakowi perskie oczko i wysiadając z pojazdu.
Travis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz